Oddałam Mu to!

Stało się ze mną coś, czego nie potrafię wytłumaczyć. Coś, co już było rozpoczęte, ale co świadomie odrzuciłam na rzecz codziennego życia i pozornej samodzielności. Doznałam oświecenia, zrozumiałam to, o czym słyszałam, ale czego pojąć nie mogłam.


* * * * * * * * * *

Oddałam Bogu swój czas. Dałam mu swoją modlitwę. Była systematyczna, radosna, długa. Czasem męcząca, odmawiana w pośpiechu, smutku i cierpieniu. Oddałam się Maryi. Przemodliłam wszystkie swoje pragnienia i potrzeby. I chociaż modliłam się w różnych intencjach (a zwłaszcza tej jednej - najbardziej palącej) zrozumiałam słowa św. Jakuba: "Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz." 

Ta modlitwa, która trwa w moim życiu od 13 maja ma ogromny wpływ na mnie samą. Nagle uświadomiłam sobie, że jest jak jest nie dlatego, że nie mogę otrzymać tych łask, ale dlatego, że nie jestem na nie gotowa. Nie jestem gotowa aby to wszystko osiągnąć.

Jestem człowiekiem wielu skaz, wielu ułomności. Widzę to wszystko jak na wyciągniętej dłoni. Tyle we mnie złego. Tyle agresji, zazdrości, chorej ambicji, smutku i zgryzot. To wszystko we mnie zakiełkowało, ukorzeniło się i urosło. Zamiast nad tym pracować - pielęgnowałam wszystkie swoje chwasty. Miałam Bogu za złe to, że jestem jaka jestem, że nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić. Czułam, i często czuję nadal, że nie podołam życiu, że żyję bez celu, że nie wiem dokąd idę, nie wiem którędy, jak. Potrzebowałam kierunkowskazu, kogoś za kim mogłabym pójść. Myślałam, że poznałam taką osobę. Oddałam się jej, a potem się rozczarowałam, bo człowiek nie może być Bogiem dla drugiego człowieka. Bóg jest tylko jeden i to on jest drogowskazem. Drugi człowiek może być jedynie towarzyszem w tej wędrówce do lepszego życia. 

Nadal jest ciężko. Jestem człowiekiem. Mam świadomość swojej ułomności i niedoskonałości. Wiem, że po to tutaj jestem, żeby stawać się lepszym człowiekiem i aby służyć innym. Kilka spraw, które od dawna mnie męczyły, a których nie mogłam usystematyzować wreszcie wskoczyło na swoje tory. Staje się bardziej świadoma siebie jako CZŁOWIEK.

Mam jakąś wewnętrzną świadomość marności i kruchości tego świata i życia. Czasem jest mi z tym dobrze, często mnie to przytłacza, gdy porusza świadome nuty smutku i depresji. Ciągle nie wiem jak sobie z tym radzić. A potem uświadamiam sobie, że nie moja w tym głowa. Nie ja trzymam za ster. A przynajmniej nie bezpośrednio. Wtedy oddaję Mu to! Oddaję całe swoje życie! Wszystko to, co mnie porusza, cieszy, bawi, a również gnębi i przytłacza. 

Wiele spraw przestało mieć znaczenie. Te smutki, które mnie ciągną w dół, stany depresyjne i wewnętrzne cierpienia, które są częścią mnie od niepamiętnych czasów... Czuję, że one... nie są moje! W chwilach słabości (wtedy, gdy objawiają się ułomności mojego charakteru) przychodzi ten okropny stan, z którym ciągle staram się sama walczyć. To nie jest moje! To przychodzi z ciemnego zakamarka mojej podświadomości i sprawia, że odwracam się od jasnej strony swojej duszy. To nie jest moje! To mnie nie określa! Nie jest częścią mojej osobowości i charakteru! Nie powinnam z tego czerpać! Nic z tego nie zbuduję! 

Dlatego oddaję Mu to! Oddaję Mu swoje życie! Oddaję Mu ster, z którym się szarpię od jakichś dziesięciu lat. Oddaję Mu siebie! Proszę aby mnie przyjął! Aby przyjął tę bryłkę gliny, którą jestem i ulepił z niej coś pięknego!

* * * * * * * * * *

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

The Good Place. "What we owe to each other".

ATLAS SZCZĘŚCIA

kilka słów do siebie samej