Niebo

Jednorazowy akt oddania się Bogu nie załatwia sprawy ludzkiego samopoczucia raz na zawsze. Nadal możesz być człowiekiem zagubionym, który tylko na chwilę zasłonił oczy udając, że wszystko jest w porządku. Budując życie na skale Bóg nie obiecuje, że burza nie nadejdzie, a jedynie mówi o tym, że łatwiej nam będzie ją znieść. 

We współczesnym świecie bardzo trudno jest pozostać na ścieżce, która prowadzi nas ku temu, co dobre dla nas. Ciągle jesteśmy rozpraszani codziennością i jej aspektami. Zarabianiem pieniędzy, zakupami, ludzkimi potrzebami, kontaktem z najbliższymi, światem kreowanym przez konsumpcjonizm i media. Człowiek XXI wieku, który się w tym wszystkim nie odnajduje, który łatwo traci kontakt ze swoim wewnętrznym "ja" ciągle jest rozpraszany zewnętrznymi bodźcami, które ani trochę go nie uszczęśliwiają. Uzmysłowiłam sobie, że takie lawirowanie pomiędzy światem wnętrza, a zewnętrzem nie jest darem. Z tym problemem walczy ogromna ilość ludzi. Pewnie nawet nie zdaję sobie sprawy ze skali tego problemu. Mogę jedynie mówić o tym problemie na podstawie własnego doświadczenia oraz obserwacji siebie. 

Gdy mam kontakt ze sobą, gdy wsłuchuję się w swoje potrzeby, w swoje uczucia, w stany, które mnie ogarniają czuję się... spokojniejsza, pełniej złączona ze światem, czuję, że jestem kimś, że jestem tutaj w określonym celu. Jestem szczęśliwa! Nie skupiam się na tym, czego nie mam, a na tym co mnie otacza i za co JUŻ mogę dziękować. Ale stany te są trudne do utrzymania. Jest mnóstwo spraw i rzeczy, które mnie rozpraszają, które wręcz boleśnie przypominają mi o sprawach doczesnych, które muszą być wykonane. W takim stanie rozpraszaczem jest Internet, który kusi mnie swoimi pozornie niewinnymi zakamarkami. Zatracam się oglądając słodkie zwierzątka na YT, czytając portale plotkarskie etc. Coś przerywa wtedy więź na poziomie, umysłu-ciała-duszy i każe mi myśleć jedynie światem materialnym. Powracam tu. Jestem wściekła. Jestem zdezorientowana... zagubiona. Nie potrafię nazywać, W środku czuję jedynie złość, a nawet wściekłość, którą wylewam na wszystkich. Rozpaczliwie szukam powrotu do tego cudownego stanu. Chce znów czuć łączność! Oddaje się modlitwie, miłości, spotkaniom, rozmowom, zakupom, ciszy, pracy, wysiłkowi fizycznemu, obżarstwu. Jestem wściekła jeszcze bardziej. Tym razem na siebie. Dlaczego nic nie pomaga?! Dlaczego nie mogę wyrwać się tej spirali?!

Połączenie przychodzi niespodziewanie. Czasem trudno nawet zauważyć pod wpływem jakiego bodźca to się stało. Dzisiaj z pomocą przyszła mi muzyka. Zamknięcie oczu. Oddychanie. Medytacja. Wyobrażenie siebie w świecie, w którym nic nie muszę. W którym wszystko jest na swoim miejscu, o nic nie muszę się troszczyć, w którym po prostu jestem i pochłaniam cud życia całą sobą.

Leżę na ciepłej, pachnącej suszoną trawą łące. Widzę kołyszące się nade mną źdźbła trawy w kolorze złota oraz zachwycające czerwienią i fioletem polne kwiaty. Unoszą się one nade mną na tle czystego, błękitnego nieba, które wydaje się tak bliskie jak na wyciągniecie ręki. 

Czy tak wygląda Raj?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

The Good Place. "What we owe to each other".

ATLAS SZCZĘŚCIA

kilka słów do siebie samej