Asertywność, asertywność, asertywność.

W niedzielę rozchorowałam się na całego. Jutro rozpoczynam urlop, ale od trzech dni próbuję postawić się na nogi. Czy to efekt przeprowadzonego rytuału? A może moje ogromne poczucie osłabienia było symptomem zbliżającej choroby?


Moje ciało mnie zatrzymało. Wysoka gorączka, ból głowy, ból gardła, katar i ogromne osłabienie organizmu. Leżę w łóżku od niedzieli. Myślałam, że dzisiaj będzie już lepiej. W końcu to już czwarty dzień choroby. Niestety od rana czuję się słabo. Wstałam o 7.30, żeby chwilę potem położyć się dalej do łóżka i przespać w nim do 12.30.

Nie zadbałam o siebie. Żyłuję się do zera. Nie mam siły potem na życie, na siebie. Jestem narzędziem, chorągiewką w cudzych rękach, którą macha się bez wytchnienia. Pozwalam na to, żeby wszyscy naokoło przekraczali moje granice i wysysali mnie energetycznie. Usprawiedliwiam złodziejstwo innych, tłumaczę, że tak trzeba, że daję z siebie i tak za mało. 

Uczę się asertywności i dbania o siebie i... trafiam na ludzi, którzy mi tej asertywności nie pozwalają utrzymywać. 

Moje miejsce pracy jest toksyczne i mnie nie szanuje. 

Heh... Do tych samych wniosków doszłam wczoraj na mojej terapii diagnozującej ADHD.


Od dziecka mam problem ze stawianiem granic. Mam problem z dbaniem o siebie, swoje granice, ale przede wszystkim mam problem z życzliwością wobec samej siebie. 

Zupełnie jakby ktoś rzucił na mnie jakąś klątwę, jakieś złorzeczenie, które odcisnęło palącą żywym ogniem bliznę na mnie i we mnie. I nijak nie potrafię się tej blizny pozbyć. 

Czy to tylko kwestia wychowania? Hm... Myślę, że to leży gdzieś mocno wpojone w moją podświadomość. Rozdawanie siebie innym, żeby być kochaną, zauważoną, poważaną. Ciagłe dawanie z siebie więcej i więcej, i więcej, żeby zasłużyć. Finalnie i tak nigdy nie dostaję tego, na co zasługuję od innych. W ogóle nie w innych powinnam szukać zaspokojenia swojej pustki, samotności, poczucia skrzywdzenia. Ja to wiem. Jednocześnie ciągle w innych szukam zaspokojenia tego wszystkiego, czego nie mam. 

Tegoroczna praca ze sobą coraz więcej rzeczy mi układa o mnie samej. Coraz więcej rozumiem. Coraz więcej kwestii układa się w całość. Chciałabym to kiedyś wszystko zrozumieć. Myślę, że to jest właśnie praca, którą muszę odrobić w tym życiu. To jest moja karma. Zrozumienie siebie. Postawienie na siebie. Szukanie zaspokojenia swoich potrzeb w sobie tylko i wyłącznie. Spełnianie swoich marzeń. Przestanie się bać. Robienie dużych kroków. Dream big! Z jednoczesną czułością i zaopiekowaniem się sobą na wielu płaszczyznach. 

Czy moja psychika i fizyczność nie jest zaniedbana, nie jest w takim stanie właśnie dlatego, że nie stawiam granic i nie stawiam na siebie?

Ciągle szukam zaspokojenia pustki w zewnętrzu... 

Co mam w swoim wnętrzu?

Bo wszystko co mnie skrzywdziło pochodzi z zewnątrz. 

Ale to, co ma mnie szansę uzdrowić jest we mnie od dawna.

Przstań podchodzić do tego, jak do zadania w korporacji. Nie jesteś zadaniem czy projektem do wykonania. Jesteś człowiekiem, który ma obowiązek odpoczywać, dbać o siebie i wzrastać w kierunku i tempie, o którym marzysz.

Przestań sabotować się energetycznie.

Niszczysz swoją energię, swój przepływ sama. Jesteś przepływem, jesteś swoją podświadomością. Zaśmiecasz to wszystko wpływami z zewnątrz.

Dbaj o siebie emocjonalnie, psychicznie i fizycznie. Broń się od cudzej energii.

Ładuj się tym, co cię wspiera i rozwoja. Nie pozwalaj się brudzić cudzymi łapami.

Asertywność, asertwyność, asertwyność... 

To jest twoja życiowa lekcja, którą potrzebujesz odrobić.

Dzieje się w tobie cudo zmiany. Masz tęsknotę do tej wibracji, bo przez krótką chwilę byłaś w tej pozytywnej i cudownej energii. Wiesz, że możesz tam być. Całe twoje ciało chce tam być.

Cierpliwości. Czułości. Życzliwości. Do siebie... To nadejdzie. Wrócisz do tej wibracji. Wrócisz i będziesz nią wibrować. To będzie twoja nowa skóra... :) 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Oddałam Mu to!

Niebo

LIFE IS A JOURNEY, czyli nieśmiałe podsumowanie roku.